Bielenda w sposób podejrzany ostatnio kusi nowościami. Skorzystałam z promocji -40% w Rossmannie i zdecydowałam kupić dwa sera - jedno nawilżające i jedno brązujące oraz piankę Magic Bronze i maskę korygującą na noc. Dzisiaj szybciutko przedstawię Wam te produkty, a w najbliższym czasie napiszę szczegółowe recenzje poparte zdjęciami.


Do dzisiejszego posta natchnął mnie obecny stan skóry i przemyślenia na temat tego, co go spowodowało.


Od jakiegoś czas staram się wyjątkowo dbać nie tyle o włosy jako takie, a o skórę głowy. Wychodzę bowiem z założenia, że na jakość włosiwa, które ma wyrosnąć nie wypłyną ani keratyna ani silikon, a dobrej jakości maseczki, wcierki i oleje. Efektem ubocznym moich działań jest też stopniowo wydłużający się czas pomiędzy myciami głowy. Jeszcze rok temu włosy musiałam myć codziennie, natomiast teraz standard to 3 dni.


Jeśli chodzi o pielęgnację ust, jestem dość wybredna i mimo, że nie mam wielkiego problemu ze skórkami to staram się zawsze mieć przy sobie coś pielęgnacyjnego. Na przestrzeni lat nauczyłam się, że najlepiej sprawdzają się naturalne kosmetyki, oparte na olejkach - więc wszelkie pomadki Nivea i kostki Perfecty o owocowych zapaszkach odpadają.


Serię biedronkowej Tołpy już na blogu przedstawiałam - krem matujący okazał się kiepski do użytku na co dzień, ale niezły do zadań specjalnych, Tonik jest natomiast kolejnym przykładem na to, że trzeba dokładnie czytać składy.


Wielokrotnie pisałam o tym, że kluczem do pięknej cery i pozbycia się problemów ze skórą jest dokładne oczyszczanie. Jestem ogromną fanką oczyszczania olejami - niekoniecznie w formie OCM - jednak wiele miesięcy temu skusiłam się na płyn micelarny Bielendy. Później, kiedy się skończył postanowiłam iść za ciosem i dać szansę innemu micelowi, tym razem firmy Green Pharmacy.


Na blogu jakoś nigdy nie było żadnego haulu ani TAGów i pomyślałam, że raz na jakiś czas można by coś takiego zorganizować, chociażby po to, by uporządkować swoje plany. Wyjątkowo nie pokażę właściwie nic związanego z promocją -49%, która wciąż obowiązuje w Rossmannach - a to dlatego, że po odkryciu drogerii internetowych nie zamierzam kupować tam kolorówki. Jeżeli jesteście ciekawe szczegółów, zapraszam niżej.



Dziś późnonocna, jak zwykle, notka o doskonałym kosmetyku pochodzącej z Rosji firmy Baikal Herbs. Produkty takie jak ten nie są niestety ogólnodostępne i trzeba się czasem nachodzić, ale widzę wciąż rosnący trend na sprowadzanie rosyjskich kosmetyków do sklepów EKO - i prawdopodobnie tam powinnyście ich szukać. Warto.

Następny wpisNowsze posty Poprzedni wpisStarsze posty Strona główna