Witajcie! Cały (niemal) ubiegły weekend spędziłam na kongresie kosmetologicznym, który odbył się na mojej uczelni. Zapisałam się na niego głównie z myślą o warsztatach z kamuflażu, jednak okazało się, że miejsc nie ma i musiałam radzić sobie inaczej. Mimo, że nie jestem z zawodu ani kosmetyczką ani kosmetologiem, postanowiłam nabyć trochę doświadczenia z kwasami.


Dzisiaj chciałam poruszyć temat demakijażu, czyli czegoś, co kończy dzień bardzo wielu kobiet. Jestem właśnie po lekturze komentarzy pod artykułem na jednym z babskich portali i zadziwia mnie jak wiele może być opinii na temat tej jednej, niby oczywistej, kwestii. Chciałabym więc zachęcić do dyskusji i dołożyć swoje trzy grosze.


W Karygodnych, małych grzeszkach wspominałam o konieczności oczyszczania skóry. Sama w pewnym momencie mocno ten aspekt pielęgnacji zaniedbałam. Później na rynek weszła nowość Bielendy, a ja postanowiłam sprawdzić co potrafi.


... Ale nie dziś, ani nie jutro. Lamadolamy zrobiła sobie wolne przed obroną i pojechała do rodziców. Zdjęcia porobione, materiał gotowy, aparat nawet wzięty, ale o kablu się zapomniało i nijak nie mogę znaleźć zastępczego.


Czasem zamiast kupnych maseczek, lubię pokombinować z tym co mam akurat w szafce kuchennej. Do tej pory jako nawilżające SOS dobrze sprawdzała się maska z siemienia lnianego, a dziś postanowiłam przygotować coś bardziej z myślą o trądzikowej skórze, która potrzebuje mocniejszego odżywienia. Najwartościowszym dostępnym składnikiem zdecydowanie jest pyłek pszczeli.


Wielokrotnie wspominałam o tym, że posiadaczki skóry trądzikowej muszą skupić się przede wszystkim na dwóch rzeczach - nawilżaniu i złuszczaniu. O preparatach nawilżających pisałam już kilka razy, natomiast na dobrej jakości peeling trafiłam dopiero kilka miesięcy temu i jest to produkt profesjonalny, czyli niedostępny w drogeriach. Mimo to, warto zadać sobie trud znalezienia go stacjonarnie lub zakupu przez Internet, bo działanie profesjonalnych kosmetyków zdecydowanie przewyższa ich drogeryjne odpowiedniki.


Trzecia, a więc póki co przedostatnia część z serii Jasnych Podkładów. Poprzednie części znajdziecie tu i tu. Tym razem przedstawiam podkład, z którym zaprzyjaźniłam się już rok temu, jednak ze względu na zbyt ciemny kolor (#32) poszedł w odstawkę na dno szuflady... I już z niej nie wyszedł. Udało mi się jakiś cudem zdobyć natomiast odcień najjaśniejszy, #30, w dodatku na promocji -49% w Rossmannie.


Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam paletkę Makeup Revolution, którą kupiłam już jakiś czas temu, jednak dopiero po kilku dniach zorientowałam się, że mam do czynienia z kolejnym kosmetykiem "inspirowanym" UD, czyli mini-paletami Naked Basics 1 oraz 2. Paleta MUR Iconic Elements jest idealnym, nudziakowym cudeńkiem, które przypadło do gustu nawet mi, absolutnej antyfance neutralnych kolorów.

Następny wpisNowsze posty Poprzedni wpisStarsze posty Strona główna