O tym, że poczyniłam zakupy na Mintishopie pisałam kilka miesięcy temu (KLIK) i daję słowo, chciałam, aby ta recenzja ukazała się wcześniej. Tyle tylko, że ciężko jest napisać coś o produkcie, którego właściwie się nie używa z powodu... nietrafionego koloru.



Każdy, kto boryka się z trądzikiem wie jak to jest zrywać się rano z łóżka i szukać dłonią lusterka. Nie wiem właściwie po co to robimy - bo przecież jeszcze nigdy nikogo nie zbawiło 7 godzin snu, a na wróżkę-skóruszkę nie ma, niestety, co liczyć. Budzimy się więc, widzimy w lustrze na przywitanie, że nadal jest do dupy i już wiemy jaki to będzie dzień. Humor siada jeszcze bardziej, gdy pod palcami czujemy, że w czeluściach porów czają się kolejne "niedoskonałości" (prywatnie używam nieco bardziej dosadnego słownictwa na określenie tych skurczybyków) i nawet przez ułamek sekundy wahamy się czy aby ten makijaż dzisiaj to jest dobry pomysł. Dobry, niedobry, takie myśli szybko od siebie odsuwamy, bo makijaż przez lata męczenia się z trądzikiem stał się po prostu nieodzowny, żeby móc wyjść z domu.

Od kiedy pamiętam musiałam myć głowę codziennie - i każdy kto ma długie włosy wie, że upierdliwość tej czynności jest wprost proporcjonalna do długości tychże. W zeszłe wakacje uparłam się, że koniec tego dobrego, trzeba walczyć. Obrałam drogę najprostszą ze wszystkich, czyli po prostu wiązałam kłaki w kitkę i udawałam, że tak ma być. Po kilku tygodniach skóra nie drażniona detergentami doszła jako-tako do siebie i łojotok nieco się zmniejszył, więc pozostało przybić sobie piątkę. Temat został zamknięty i wsadzony do szafy, jednak jeden z moich wcale-nie-tak-ostatnich zakupów, balsam do włosów wypadających Babuszki Agafii, odgrzebał go dość skutecznie. Otóż, okazało się, że stosowany regularnie bardzo, ale to BARDZO ogranicza przetłuszczanie skóry głowy, co uznaję za działanie uboczne, bo producent nic o tym nie wspomina.



Zabawna sprawa - Makeup Revolution wypuścił niedawno dwie nowe paletki ze zmienionymi formułami. Jakież było moje zdziwienie, gdy przyglądając się im na stronie Mintishopu zauważyłam, że te odcienie jakby znajome... Ułożenie... Kolory... No przecież to duplikat Lorac'a! I zgadza się, MUR nie zawodzi i nawet nie próbuje się kryć z tym, że podrabia wysokopółkowe produkty. Z ich cieniami nie miałam wcześniej doświadczeń i ciężko było mi uwierzyć, że coś, co kosztuje 30 złotych może chociaż zbliżyć się jakością do pierwowzoru, kosztującego 5 razy więcej. A ponieważ od około miesiąca mam paletę Lorac'a, to tego porównania musiałam dokonać :)



No, może nie tyle na trądzik, co w tym konkretnym przypadku na ranki po drobnym trądzikowym wysypie. Olejki eteryczne są naprawdę paskudne jako temat do nauki, jednocześnie będąc niezwykle przydatnymi w codziennym życiu. Olejek lawendowy natomiast jest jednym z niewielu faktycznie przebadanych, a wiedzę o jego działaniu możemy czerpać ze sprawdzonych źródeł.

Dzisiaj o 12 zakończyło się głosowanie na najlepsze blogi w ramach konkursu Blog Roku. Decyzję o wzięciu udziału podjęłam bardzo spontanicznie, bo moja dzidzia istnieje krótko i bez nastawiania się na jakiekolwiek wyniki, a jednak!

Dzięki Wam znalazłam się w pierwszej 50-ce spośród około 150 zgłoszonych blogów, a przede mną były tylko trzy blogi kosmetyczno-urodowe. To ogromny sukces, ponieważ każdy SMS to dowód uznania mojej pracy i okazane mi zaufanie. Jestem Wam niezwykle wdzięczna! W przyszłym roku na pewno też wezmę udział , uważam to za budujące doświadczenie i okazję do lepszego poznania blogosfery. Póki co trzymam kciuki za moich faworytów i mam nadzieję, że naprawdę wygra najlepszy.


Aby pokazać jak się cieszę, oto moje zdjęcie w gaciach z treningu PD:





Długo czekałam z podsumowaniem osiągniętych przeze mnie denek, ale ten dzień w końcu nadszedł! Nie wiem właściwie jak to możliwe, że tyle czasu potrzebuję żeby zużyć kosmetyki i co najważniejsze - nie rozumiem czemu tak mało tutaj kolorówki.





Nareszcie znalazłam przepis! Dzisiejszej nocy bawiłam się w małego technologa i czas już najwyższy, bo serum Bielendy dobiło do końca i wyląduje w najbliższym poście o denkach (planowany na za 3 dni). Na wstępie muszę jednak zaznaczyć kilka bardzo, bardzo ważnych rzeczy, aby nikt nie miał do mnie pretensji:


KOSZT SMS-a 1.23 zł z VAT



Trochę mnie to nadal zadziwia, ale zgłosiłam bloga do konkursu organizowanego przez Onet.pl - Blog Roku. Bo czemu nie? Pieniądze zebrane z SMSów (koszt 1,23 zł) zostają przekazane na fundację Dzieci Niczyje, więc żaden grosz nie idzie na marne. Jeżeli czujesz, że się tu odnajdujesz, że robię kawał dobrej roboty bądź uważasz, że blogosfera potrzebuje takich treści - daj mi o tym znać przez wysłanie SMSa.

Dzisiejszy/wczorajszy wpis znów miał być o czym innym, jednak środek nocy, kiepski okres na uczelni i kilka maili które właśnie wysłałam wpędziły mnie w refleksyjny nastrój. Nie będzie o kosmetykach, o pielęgnacji ani innych przyziemnych rzeczach - je zostawmy sobie na dzień. Wieczory to czas na zastanowienie się i zebranie myśli do kupy.


Przeglądam sobie czasem stare zdjęcia, z czasów, kiedy to moją najlepszą przyjaciółką była czekolada - obowiązkowo po uczelni (i przed i w trakcie). Nasza znajomość ciągnęła się od dawna, z krótką przerwą na nietolerancję laktozy, która dokuczała mi w liceum. Kto wie jak potoczyłoby się moje życie, gdybym do niej nie wróciła? Czy teraz pisałabym ten tekst? Może wyglądałabym inaczej? Stety lub niestety, nikt nie odpowie na te pytania. Faktem jest, że nie umiałam sobie odmówić czegoś co bardzo mi szkodziło i być może właśnie przez to zawędrowałam tu, gdzie teraz sie znajduję.





Następny wpisNowsze posty Poprzedni wpisStarsze posty Strona główna