Nie jest łatwo mieć bardzo jasną karnację. Nie jest łatwo mieć trądzik. A mieć bardzo jasną karnację i trądzik, to klątwa. Najłagodniejsze przebarwienia bardzo odcinają się od koloru skóry, każdy stan zapalny razi w oczy i wydaje się, że jest poważniejszy niż w rzeczywistości. Dlatego właściwie każdy bardzo jasny podkład na jaki trafię kusi by go kupić - zwyczajnie nie mam tak bogatego wyboru, jak kobietki z nieco ciemniejszą skórą i chwytam się wszystkiego.

Może już o tym kiedyś pisałam, ale trądzik nigdy nie jest zjawiskiem fizjologicznym, naturalnym dla organizmu i nie można pozwalać, aby ten problem był kwitowany wzruszeniem ramion i tekstem "taka Pani/Pana natura". To choroba, ciągły stan zapalny, który nie dość, że utrudnia życie gdy trwa, to jeszcze zwiększa nasze predyspozycje do zachorowania na inne choroby w późniejszym czasie. Zatrważające jest to, że tak naprawdę niewielu dermatologów szuka faktycznej przyczyny problemu. Antybiotyk doustny plus retinoidy stosowane zewnętrznie mają wyleczyć całą rzeszę trądzikujących kobiet, nastolatków, mężczyzn. Wielka szkoda, że mimo wszystko często tego nie robią, a my zostajemy pozostawieni sami sobie z pustymi kieszeniami i jeszcze bardziej zrujnowanym zdrowiem.



Moja cera od jakiegoś czasu zachowuje się co najmniej dziwnie. Zmiana pogody i codziennej rutyny chyba jej nie służy, bo wypryski gorzej się goją, a na policzkach pojawiły się suche skórki. Nie ma może tragedii, ale dość mocno mnie to denerwuje i wszystkie wiemy jakie to uczucie, gdy budzisz się rano z nieproszonym gościem na brodzie. Dlatego dzisiaj postanowiłam sięgnąć po budżetowe koło ratunkowe, czyli maseczkę z siemienia lnianego.


Dzisiejszy post miał być o ustach i moich nowych nabytkach w ogóle, ale z przyczyn niezależnych muszę napisać go w dwóch częściach. Powód? Bardzo prosty. Szminka nie chce się ze mnie zmyć i nie mogę zrobić zdjęć.


Ja i mleko nie lubimy się od lat. Ja nie lubię jego - bo śmierdzi, ono nie przepada za mną i powoduje wysyp pryszczy. Nie wiem czemu tak jest, ale moje potyczki z mlekiem sięgają czasów gimnazjalnych i zdążyłam przyzwyczaić się do nich na tyle, że prawie nie płaczę za czekoladą.



Dziś wyjątkowo babski i krótki wpis - o lakierach do paznokci, które od lat są moimi ulubieńcami. Mimo niechęci do malowania pazurów zdaję sobie sprawę, że ten drobny szczegół potrafi "zrobić" cały "look" albo go zrujnować i na co dzień dosłownie zmuszam się, aby coś tam na dłoniach jednak mieć. Z lakierami jest też tak, że na ich ogólną ocenę wypływa wiele czynników, a ja jestem wyjątkowo marudna i mało wybaczam.


Zaniedbuję coś ostatnio te dziedziny swojego życia, które nie mieszczą tematu skóry i studiów. A zakładka "Pole Dance" znalazła się na tym blogu nie bez powodu, dlatego dzisiaj wpis z myślą o babeczkach trenujących i tych, które nad trenowaniem dopiero myślą.



Całe życie jakoś nie lubiłam się z tonikami. O tym jak bezpodstawna była moja niechęć przekonałam się, gdy kupiłam Tonik Korygujący Bielendy. Od tamtej pory nie umiem wyobrazić sobie porannej pielęgnacji bez tego etapu i każdego dnia dziękuję niebiosom, że poszłam po rozum do głowy.

Ale czy moja niechęć była faktycznie tak bezpodstawna?

Jeszcze kilka lat temu, gdy byłam nastolatką, jedyne toniki, jakie były w moim zasięgu to alkoholowe buble, robiące ze skóry suchą maskę. Nie wiem co stało się przez ten czas – czy producenci dojrzeli, czy klienci się zbuntowali – ale teraz, gdy wertuję Internet w poszukiwaniu tych etanolowych perełek nie mogę znaleźć NIC. Na KWC królują toniki o lekko kwaśnym pH i woda różana. I chwała im za to, że istnieją!

Jakie jest pH skóry i dlaczego jest tak ważne, aby je utrzymać?

Istnieje ogólna świadomość, że skóra ludzka, owszem, ma lekko kwaśny odczyn, ale co właściwie pojawia się w naszej głowie, gdy słyszymy coś takiego? Wiedząc, że pH=7 jest obojętne, to lekko kwaśne... Wynosi pewnie coś w okolicy 6. No, 6,5.

A niespodzianka.

Zdrowa, nieuszkodzona skóra powinna mieć pH poniżej 5. Oczywiście wartość ta może się wahać i jest cechą indywidualną. Tak niskie pH jest naszym zabezpieczeniem zdrowotnym. Naturalna flora bakteryjna, która siedzi na jej powierzchni tylko w tak kwaśnym pH „pilnuje” swojego miejsca i nie roznosi się po całym organizmie. Alkalizacja i zmiana pH do wartości 8-9 powoduje, że drobnoustroje zaczynają wędrować i szukać szczęścia gdzie indziej, a nie zawsze jest to coś, czego byśmy sobie życzyli. Jak się to ma do tego, co funduje nam rzeczywistość? Ano, wstajemy rano, przemywamy twarz wodą z kranu – pH średnio 8 – wchodzimy pod prysznic, a całe nasze ciało traktujemy mydłem – znów, pH=9 lub 10 – pilnując, by skóra głowy też dostała to, co najlepsze: szampon o zasadowym pH=7-8. W naszej porannej pielęgnacji nie ma NIC, co przywróciłoby skórze równowagę. A potem, kiedy pH wraca do normy, traktujemy ją w podobny sposób jeszcze raz, przy pielęgnacji wieczornej.

Dlatego właśnie szczególnie ważne jest, aby możliwie jak najszybciej „naprawić” szkody, jakie sami sobie wyrządzamy przez użycie serum kwasowego lub toników o lekko kwaśnym pH. Większość z nich nie tylko przywraca równowagę kwasowo-zasadową na powierzchni skóry, ale pomaga odbudować też warstwę lipidową naskórka, zmytą detergentami. Przykładem substancji, jakich należy szukać są więc składniki filmotwórcze, takie jak glikozoaminoglikany.

Obecnie moimi tonikowymi faworytami są Tonik Korygujący (do cer problematycznych), który już opisałam oraz używana przeze mnie już od dwóch miesięcy Woda Różana Bielendy – będąca kosmetykiem profesjonalnym. Zdecydowałam się na jej zakup pamiętając świetne działanie hydrolatu różanego na moją skórę oraz pod wpływem ceny – zaledwie 28 złotych za 500 ml. Za tę cenę nie zdobędę tak dobrego produktu, choćbym przeczesała drogerie wzdłuż i wszerz. Ba, wątpię, aby znalazło się też cokolwiek w cenie wyższej. Kosmetyki profesjonalne różnią się od tych ogólnodostępnych stężeniem substancji czynnych i w tym wypadku jest to zdecydowanie odczuwalne. Posiada ona jednak jedną wadę – nie nadaje się do tonizowania powiek.




Skład:

INCI: Aqua, Rosa Damascena Flower Extract, Glycerin, Panthenol, Urea, Sodium Lactate, Lactic Acid, Disodium EDTA, Gluconolactone, Calcium Gluconate, Methylparaben, DMDM Hydantoin, Sodium Benzoate, Cl 17200 (Acid Red 33).

Używam go zawsze po myciu twarzy, uwielbiam nawilżenie jakie daje, chociaż jestem nieco zawiedziona tym, że jego pH oscyluje wokół obojętnego.

Drugim kosmetykiem, który właśnie testuję i zdecyduję na pełnoprawną recenzję dopiero za około miesiąc jest Tonik zwężający pory z serii Oczyszczanie | Liście Manuka Ziaji. Dorwałam go w Naturze za około 7 zł / 200 ml. Wiem, że Liście Manuka wywołały spory szum w Internecie, jednak inne kosmetyki nie zrobiły na mnie wrażenia składem – Ziaja mocno trzyma się SLSów i parafiny. Na razie przekonuje mnie opakowanie z dobrze działającym atomizerem, poręczna butelka, cena i skład:




INCI: Water, Glycerin, Panthenol, Propylene Glycol, Zinc Gluconate, Lactobionic Acid, Mandelic Acid, Leptospermum Scoparium Leaf Extract, Polysorbate 20, Diazolidinyl Urea, Sodium Benzoate, Parfum, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.

Nieco mniej rajcuje mnie uczucie lepkości, jakie zostawia na skórze – chyba komuś się przelało gliceryny (?) - oraz zapach. Nie mniej jednak, sprawdza się na dzień i na noc, tak, jak zapewnia producent no i pH ma ociupineczkę bardziej kwaśne, niż Woda Różana.

Następny wpisNowsze posty Poprzedni wpisStarsze posty Strona główna