Serum kwasowe do twarzy DIY - DUŻO ZDJĘĆ




Nareszcie znalazłam przepis! Dzisiejszej nocy bawiłam się w małego technologa i czas już najwyższy, bo serum Bielendy dobiło do końca i wyląduje w najbliższym poście o denkach (planowany na za 3 dni). Na wstępie muszę jednak zaznaczyć kilka bardzo, bardzo ważnych rzeczy, aby nikt nie miał do mnie pretensji:




  • serum zawiera kwas mlekowy i hialuronowy w wysokich stężeniach
  • pH serum wynosi około 3
  • zdecydowanie nie polecę go dla osób, które dopiero zaczynają przygodę z kwasami lub mają wrażliwą cerę. To samo tyczy się osób ze świeżymi rankami na twarzy. 


Ten produkt powstał z myślą o mnie i potrzebach mojej skóry. Miał lekko nawilżać, wyrównywać strukturę skóry i rozjaśniać przebarwienia, a także niwelować blizny. Kwasuję się od dwóch lat każdej zimy, trzymając twardo przepisu na tonik z kwasem mlekowym+hialuronowym z Mazideł i pamiętam, że kiedyś robił od na mnie wrażenie, jednak po takim czasie skóra skutecznie się na niego uodporniła. Mam cerę mieszaną w kierunku tłustej, brak problemów z przesuszeniem, a na serum z poniższego przepisu przesiadłam się bezpośrednio z innego serum kwasowego, nieco łagodniejszego. Wklejam Wam ten przepis, ponieważ wierzę, że są osoby, którym on podpasuje, jednak same musicie zdecydować czy nie zrobicie sobie nim przywdy. Serum to użyte pochopnie może zrobić więcej szkody niż pożytku!

Jeżeli nie macie pewności czy to aby na pewno dobry pomysł zawsze możecie zmniejszyć ilość kwasu mlekowego lub zastąpić go w całości kwasem hialuronowym, straty uzupełniając hydrolatem. Do ustalenia pH używamy papierków lakmusowych i sugerujemy ich kolorem. Na samym dole wkleję porównanie tego jak wygląda papierek zwilżony moim serum i serum Bielendy.

Acha, jeszcze jedno - nie wszystko prezentowane w tym przepisie jest lege artis ;) dodawanie składników powinno odbyć się w nieco innej kolejności... Ale, że to nie jest apteka, a warunki domowe i zależy nam na szybkości i możliwie małych stratach, to nie przejmujemy się tym i robimy swoje.


Serum kwasowe Lamadolamy:



Potrzebujemy:

  • dowolny hydrolat 6,45 g
  • kwas mlekowy 1,8 g
  • kwas hialuronowy 1,5 g
  • mocznik 0,75 g
  • polisorbat 85 1,5 g
  • olejek lawendowy
  • papierki lakmusowe (koniecznie)
  • moździerz i pistel (można próbować minimikserem, chociaż zalecam zainwestować w moździerz - najlepsza rzecz pod słońcem)
  • wagę jubilerską
  • zlewkę, bagietkę, łyżkę do nabierania, lejek też by się przydał
  • jakieś coś na czym odważymy mocznik
  • szklaną buteleczkę z zakraplaczem, najlepiej z ciemnego szkła

Na początek przygotowujemy stanowisko pracy aby nie wyglądało jak na powyższym zdjęciu i myjemy łapki.




Na wytarowanej wadze na papierku/folii aluminiowej/plastikowym talerzyku odważamy mocznik. 





Przenosimy mocznik do moździerza i proszkujemy.




Do wytarowanej zlewki odważamy hydrolat. Woda destylowana też będzie dobra. Na rozlewanie dookoła bardzo polecam lać po bagietce, albo jeszcze lepiej - użyć pipety.




Teraz możemy odrobinę hydrolatu przenieść do moździerza i rozpuścić w nim mocznik. Do reszty wody odważamy kwas mlekowy i hialuronowy.




A na koniec dodajemy polisorbat 85. Trochę mi się polało po ściankach.




Teraz zawartość zlewki porcjami wlewamy do moździerza i ucieramy pistlem, tworząc gładkiego gluta.




Serum będzie miało leciutko żółty kolor, pochodzący od polisorbatu. Po wlaniu całości dodajemy olejek lawendowy (jakieś 3 krople) i nadal ucieramy do stworzenia emulsji. Olejek właściwie mógłby być jakikolwiek, zdecydowałam się jednak na lawendowy bo jako jedyny ma udowodnione działanie na regenerację skóry i działa silnie przeciwzapalnie. 




W tym momencie zwilżonym wodą papierkiem lakmusowym sprawdzam pH. Mi się podoba, ale jeżeli Wam nie, to możecie dodać ociupineczkę sody oczyszczonej lub po prostu zwiększyć ilość hydrolatu żeby kwasy były mniej stężone. Konsystencja nieco na tym straci, ale nie popadajmy w paranoję. 




Serum będzie miało gęstą, odrobinkę glutowatą konsystencję i lekko opalizujący, białawy kolor. Teraz czas przelać je do butelki. Najlepsze butelki to te z ciemnego szkła, ponieważ promienie UV źle wpływają na trwałość substancji chemicznych.




Dołączamy zakraplacz, który ułatwi dawkowanie serum i voila! Koniec.




Ja aplikuję 3 krople na całą twarz. Przez dużą zawartość polisorbatu i kwasu hialuronowego serum ma śliską konsystencję, szybko się wchłania do matu i reguluje wydzielanie sebum. Stosowane przez tydzień poradziło sobie z przebarwieniami, które przy stosowaniu serum Bielendy były nieruszone oraz obkurczyło pory. Nie powoduje ściągnięcia, twarz jest po nim nawilżona. Tak jak pisałam, moja skóra zna kwasy i lubi się z nimi i absolutnie nie polecę go nikomu kto nie miał z nimi żadnego doświadczenia. Dobrym pomysłem jest zrobienie testu skórnego na małej powierzchni, np. gdzieś za uchem.

Na koniec obiecane porównanie serum korygującego z Bielendy i serum Lamadolamy pod względem pH, dla niedowiarków:




Po lewej moje, po prawej Bielendy. Różnica wynosiła jeden stopień.

Jeżeli zdecydujecie się zrobienie tego serum i będziecie mieć z nim jakieś doświadczenia (oby dobre!) to nie zapomnijcie powiadomić mnie w komentarzu pod tą notką. Bardzo chiałabym wiedzieć czy na innych też daje takie rezultaty jak na mnie. Pozdrawiam!
Następny wpisNowszy post Poprzedni wpisStarszy post Strona główna

3 komentarze:

  1. Lubię się czasem bawić w małego chemika, jednak niezmiennie jest to dla mnie mały stres- mam świadomość konsekwencji jakie niesie nawet najmniejsza pomyłka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Wrócę, bielende będę stosować rano, pod makijaż, natomiast to serum na noc.

      Usuń