Rura M-poleDance, recenzja część II

Przyszedł dziś dzień składania rury, dzień na który od dwóch miesięcy nie mogłam się doczekać no i niestety, było tak jak sądziłam po wczoraj, że będzie, a nawet gorzej. Bez owijania w bawełnę - wszystko zaczęło się od czyszczenia gwintów zewnętrznych i wewnętrznych drucianą szczotką w celu usunięcia rdzy, potem zabezpieczyłam je smarem żeby dalej nie korodowały i nie było opcji zapieczenia. A więc czyściłam, czyściłam, a efekt mojego czyszczenia wyglądał mniej więcej tak:









W tle druciana szczota, polecam wszystkim ;) oczywiście idealnie nie mogło być, szczególnie w środku. Podczas składania tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że pokrycie tego tytanem to jakaś pomyłka, jeżeli faktycznie mówimy o tytanie, to jest nałożony plackami, gołym okiem widać gdzie są jasne plamy. Rura ma grubość niecałych 2 mm, tak na moje oko.

Składanie trwało dłużej niż obiecane kilka(naście minut), głównie dlatego, ze masę czasu zajęło czyszczenie i to, że to było moje pierwsze składanie, w pomieszczeniu którego nie znałam i trzeba było zrobić małe przemeblowanie. Na sam koniec okazało się, że gwint od części regulującej rozpór jest tak spartolony, że ani moje czochranie szczotą ani modły nie pomagały, nakrętka (mająca domyślnie trzymać odpowiednią wysokość rury) za cholerę nie chciała wkręcić się na więcej niż 2 cm. DZIĘKI BOGU BYŁAM Z OJCEM, chłopem ponad 100kg (pozdrawiam Cię tato), udało mu się jakoś ten gwint przełamać i wkręcić na siłę. Potem jakoś poszło. W międzyczasie nie wytrzymałam, zadzwoniłam do właścicielki firmy z pytaniem, czy oni w ogóle ten towar sprawdzają przed wysłaniem - odpowiedź: było mało czasu, duże opóźnienia, więc skręciła tylko dół rury. Acha, no u mnie z dołem (poza rdzą na gwintach, której nie idzie nie zauważyć) było wszystko ok.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zamiast zamawianej 45 mm dostałam 50 mm. Oznakowania na opakowaniu zapomniałam już sfotografować. I może dobrze, że nie widziałam, nie lubię być nieuprzejma, a wtedy znajdowałam się już na granicy.

Emocje opadły, rura skręcona, wyczyszczona, chociaż miałam ochotę ją rozkręcić, schować do opakowania i wysłać z powrotem to stwierdziłam, że walę to już muszę poćwiczyć. Rozpisywać się już nie będę, powiem tyle  - ćwiczyć się da. Nie robiłam nie wiadomo jak trudnych, wymagających kombosów bo zwyczajnie nie na tym jestem poziomie, ale poszło kilka invertów, chopperów, buttefly'ów, scorpionów, jakaś allegra, spiny, rura stoi stabilnie i z materacem (z materace-sportowe.pl, wyśmienity towar, opiszę w następnej notce) po jakiejś godzinie przestałam się bać, że spadnę na łeb na szyję. Złączki są ładnie zaokrąglone, jak w X-Polach, nie ma ryzyka przecięcia skóry. Wygląda teraz tak:


Obrzydliwie wyglądająca osłona regulacji. Na zdjęciu tego nie widać, ale odstaje, telepie się, wolę już żeby jej nie było więc zdejmę.


Nie będę pisać podsumowania, ocenę zostawiam osobom które zastanawiają się nad kupnem. Rura kosztuje 790 złotych bez promocji. Mógł mi się trafić felerny egzemplarz, ale zwracam uwagę, że firma zajmująca się sprzedażą nawet nie wie co sprzedaje, dostają towar z Chin i puszczają go dalej. Mało tego, osoba odpowiedzialna za wysyłkę widziała jak wyglądają gwinty i upaprane glutami talerze, a jednak zdecydowała się wysłać mi taki towar. Myślę, że to mówi samo za siebie.
Następny wpisNowszy post Poprzedni wpisStarszy post Strona główna

2 komentarze:

  1. hej, a gdzie kupiłaś takie materace pod rurkę i jak się one nazywają? Poszukałabym dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Materac pochodzi ze strony materace-sportowe.pl i szczerze polecam wyroby tej firmy. Na moim materacu (10cm) nie mogłabym się zabić nawet jesli bardzo bym chciała, w szkole trenuje na 7cm kwadratowych, sa wygodniejsze w transporcie bo można je złożyć na pol i też uratowaly mi kość ogonowa przed złamaniem jak spadlam robiąc teddy'iego.

      Usuń