Lash Sensational - kupić czy odpuścić?


Dawno minęły czasy, kiedy Ewcia miała długie, gęste rzęsy. Lata używania tuszów robi swoje i nie ukrywajmy, nie jest to nic zdrowego, a nie jestem też osobą, która zdecyduje się na bimatoprost tylko po to, by pomrugać firanką.

Mimo dosłownie 10 lat malowania się, jakie mam na koncie, nie było chyba nawet jednego razu bym kupiła tusz ponownie. Tfu, był raz. Pamiętam, że takim chlubnym wyjątkiem stał się (świętej pamięci już) tusz Astora o nazwie Magic Style. Od liceum więc nic nie urzekło mnie na tyle, bym chciała wrócić.

Po przygodach z tuszami niskopółkowymi - Essence, Lovely, Eveline - postanowiłam wrócić do czegoś co trzepnie mocniej po kieszeni, ale może w końcu zachwyci jakością. Lash Sensational jest nowością, a gdy go kupowałam był nowością absolutną i nie łudziłam się, że znajdę na jego temat jakiekolwiek informacje, wzięłam więc w ciemno. Próbujemy się nawzajem już tak od kilku tygodni i gdy nieco zgęstniał mogę powiedzieć Wam co o nim myślę.

Cena: 36 zł / 9,5 ml

Cenowo nie dusi tak jak tusze L'oreal czy Max Factor'a, więc uznajmy, że wypada korzystnie. Pojemność jest chyba standardowa, tak samo jak charakterystyczne dla Maybelline, pękate opakowanie w dość ładnym kolorze. Ale pal licho opakowania, każdy jest ciekaw efektów.






Jakie moje rzęsy z natury są, każdy widzi. Krótkie u góry, dość długie na dole, proste. Tusz je wydłuża, solidnie pogrubia, trzyma w ryzach cały dzień.

Czy kupię go więc ponownie? NIE. Zabrzmię jak wariatka, ale znam swoje rzesy, wiem co potrafią z nimi robić tusze i Lash Sensational jest co najwyżej przeciętny. Ale przeciętność wybaczam. To, czego nie wybaczam to zwiększone wypadanie, którego nie umiem wytłumaczyć inaczej niż stosowaniem tego tuszu. Nie widać tego dostatecznie na zdjęciach, ale na żywo bez problemu dostrzegam łyse placki tam, gdzie niedawno były włoski. Na początku stosowania tusz bardzo szybko odbijał się pod brwiami i pod okiem tworząc pandę mimo, że jestem zagipsowana cała i nie było opcji, by rozpuściło go sebum. Teraz zauważyłam, że odbijanie nieco się uspokoiło, jednak dalej ma miejsce. Wygląda to bardzo nieestetycznie i wstyd pokazać się ludziom w takim stanie.

Z plusów natomiast, bo plusy niewątpliwie są:





  • Silikonowa szczoteczka, którą bardzo łatwo się operuje i która daje radę malować od samych nasad. Wymaga wprawy i potrafi przybrudzić powiekę, ale jeżeli nie malujemy się na szybko, to efekt nią uzyskany już po pierwszej warstwie jest niezły.
  • Tusz mimo tego piekielnego odbijania nie kruszy się. Świetnie, bo kochany przez Internet tusz Lovely kruszył się potwornie.
  • Nie podrażnia oczu - tu znów mogę przywołać Lovely przed szereg. Strasznie łzawiły mi od niego oczy, a nie jestem wrażliwcem i nigdy nie miałam z tym problemu. Przez chwilę myślałam już, że to moja wina i po prostu nagle uwrażliwiłam się na kosmetyki do oczu, ale nie, to po prostu beznadziejny skład.
  • Pogrubienie, wydłużenie - nie mogę odmówić mu tego, że robi swoje, bo to byłoby kłamstwo. Na rzęsach powyżej widzicie jedną warstwę kosmetyku, nie zanurzałam szczoteczki w tubce ponownie, ponieważ nie było takiej potrzeby. Faktem natomiast jest to, że nie bardzo byłaby możliwość dołożenia czegokolwiek, ponieważ Lash Sensational dość szybko zasycha.
Podsumowując, z nowości Maybelline jestem umiarkowanie zadowolona, jednak tusz ma na tyle poważne zalety, że warto go wypróbować, chociażby z samej ciekawości - po wpisach na innych blogach widzę, że znalazł on sobie już grono wielbicielek.
Następny wpisNowszy post Poprzedni wpisStarszy post Strona główna

5 komentarzy:

  1. Odbijaniu na pandę zdecydowanie mówię NIE! Jednak używam teraz Bobbi Brown i również nie jestem z niego do końca zadowolona bo się odbija. Z resztą w sumie w ogóle nie jestem z niego zadowolona. Dobrze że to była tylko miniaturka. Brnę z nim do końca i mam nadzieję, że już więcej go nie zobaczę :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Stosowałaś może kiedyś Acne-Derm?

    OdpowiedzUsuń
  3. A jak radzisz sobie z przebarwieniami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robię sobie serum z kwasem mlekowym i mocznikiem (przepis jest na blogu), stosuję peelingi enzymatyczne, maseczki.

      Usuń