Zoeva En Taupe - idealny dzienniak czy zbędny wydatek?


Dzisiejszy wpis pod znakiem firmy-hiciora, czyli Zoevy, która niezmiennie stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej. Każda nowa paleta zostaje wyprzedana w ciągu godziny i właściwie nie zdarza się, by ktoś narzekał na zakup. 

Mimo to, muszę przyznać, że En Taupe jest pierwszą od dawna, która obudziła moje zainteresowanie. Dwie poprzednie, wzbudzające w Internecie gros zachwytów były ekstremalnie ciepłe i nijak nie wpasowały się w mój gust. Ta natomiast - od momentu pojawienia się w Mintishopie wiedziałam, że muszę ją mieć. Niedługo później cacuszko było już w moich dłoniach.

Długo zwlekałam z recenzją, bo podczas użytkowania okazało się, że niewiele mogę dodać do tego, co o Zoevie wszystkie wiemy. Jakościowo stoi na niezmiennie wysokim poziomie - zarówno maty jak i metaliki mają świetną pigmentację, dobrze się blendują i nieźle trzymają nawet gołej skóry, chociaż takiego makijażu nigdy na sobie nie stosuję.


Wczoraj jednak przyszedł do mnie duochrome Makeup Geek i jeżeli obserwujecie uważniej blogosferę to wiecie, że konsystencja tych cieni jest opisywana jako jedyna w swoim rodzaju. Była opisywana - w każdym razie. Duochrome Makeup Geek bardzo przypomina mi pigmentacją i zachowaniem na skórze duochromy najnowszej Zoevy. Paluch wędrujący po MUG czuje się tak, jak paluch wędrujący po Zoevie. Tyle tylko, że za dwa pojedyncze cienie firmy pierwszej zapłacimy tyle co za całą paletę firmy numer dwa.


Poza tym, w cenie około 72 złotych dostałam przyjemną paletę, która częściej jednak służy mi do szybkiego makijażu dziennego. Da się nią zrobić także delikatny smoky w odcieniach lekko połyskującej śliwki i metalicznego brązu, jednak w przypadku mojej ultrajasnej karnacji jaśniutkie brzoskwinie i szarości perfekcyjnie nadają się do zaznaczenia powieki. Przy użyciu En Taupe jestem w stanie osiągnąć makeup-no-makeup, który wygląda mniej autentycznie gdy bawię się cieplejszymi odcieniami.

Oczywiście to, co dla mnie jest zaletą i miłą odmianą, dla innych wyklucza tę paletę z użytku. Już w momencie pojawienia się na rynku można było usłyszeć, że cienie wyglądają podobnie i nudno. Cóż, gusta, guściki i typy kolorystyczne, wiadomo - każdemu się nie dogodzi.

Moje ulubione i najczęściej używane kolory to zaznaczony na zdjęciu Sheers&Voiles, Handmade, cudowny, połyskujący drobinkami Old Master oraz Wrapped in Silk. Kącików oka nic nie rozświetla tak, jak Spun Pearl.



Niedługo Zoeva wypuści do sprzedaży kolejne palety do oczu, oraz nowość - poczwórne paletki róży do policzków (niestety - wciąż brak palety do konturowania...). Jak myślicie - czy po tym, co do tej pory firma nam proponowała skusicie się na jakieś nowości?

BTW, pozdrawiam Was znad tortu urodzinowego, z mokrymi włosami:


Następny wpisNowszy post Poprzedni wpisStarszy post Strona główna

6 komentarzy:

  1. Zoeva kusi mnie bardzo, ale jakoś tak zwlekam z jej zakupem. Ja lubię macać na żywo kolory o dopiero wtedy podejmować decyzję o zakupie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda. Nic tak nie daje poznać kosmetyku, jak dotknięcie go paluchami, szczególnie, jak ma się trochę doświadczenia w tej kwestii. Nie mam pojęcia czemu Zoeva nie jest dostępna w Douglasach w PL =='

      Usuń
  2. Piękna jest :) Ja uwielbiam takie zimne, codzienne tony :) Sama jeszcze nie skusiłam się na ich kosmetyki, róży nie używam zbyt często. Faktycznie mogliby wypuścić coś do konturowania, to by był szał wtedy *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, fantastycznych wywijań na rurze, świetnej, ciekawej pracy, zdrowia i mnóstwa życzliwych ludzi dookoła

    życzy Anonimowy Czytacz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy Czytaczu, dziękuję za tak piękne i trafione życzenia :D

      Usuń
  4. Mam na oku tę paletę. Niewiele palet na rynku ma przewagę jasnych cieni nad ciemnymi, a En Taupe pod tym względem wydaje się jeszcze dawać radę. W końcu będzie moja ;)

    OdpowiedzUsuń