Kolejny kosmetyk z wielkiej góry obecnie czekających na recenzję - tym razem typowo pielęgnacyjny. Wiecie ile ostatnio naliczyłam serów (huehue) do twarzy w swojej kolekcji? Trzy. I słowo daję, wszystkich używam na bieżąco. Jak widzicie na zdjęciu ubytek po ponad miesiącu używania jest niewielki i cały czas biłam się z myślami, czy to aby na pewno ten moment, w którym recenzja tego kosmetyku powinna wyjść, ale myślę, że nie ma co czekać, zima i ujemne temperatury pewnie niejedną z Was natchnęły do zakupów kosmetycznych, a półka eko w Naturze kusi... Bez zbędnego przedłużania, oto on:
Ależ długo przyszło mi (i Wam!) czekać na ten moment. W końcu mam czym robić zdjęcia, więc zabieram się czym prędzej do roboty. Sezon wyprzedaży już się zaczął, po Świętach może coś jeszcze brzęczy w portfelach i mimo, że na Sylwestra już raczej nie zdążymy, to karnawał i wszystkie te okazje do wyglądania pięknie cały czas przed nami. Oto ulubieniec ostatnich tygodni, czyli zapowiedziana już paletka Rodeo Belle od Zoevy.

Nikon umarł. Taka diagnoza została postawiona w serwisie. Po wielu tygodniach marnej aktywności na blogu mogę nieco odrobić zaległości i używać aparatu rodziców. Dzisiejszy post miał być o czym innym, ale muszę z siebie wyrzucić coś, co doprowadziło mnie właśnie do absolutnego szału,

Oto mój stan skóry na dzień dzisiejszy. Zrobione przeze mnie serum daje świetne efekty, bardzo rozjaśniły się przebarwienia które nie chciały zejść przez kilka ostatnich tygodni, nie mam żadnych grudek, a to osiągnięcie nie lada. Niestety, ten stan najprawdopodobniej nie potrwa dłużej, niż kolejne dwa dni.




Dlaczego? Ano dlatego, że we chodzę przeziębiona od trzech dni i w swojej nieograniczonej głupocie nie przeczytałam składu leków, które biorę. I tak oto: Sudafed, na cieknący nochal i Ibuprofen-Pabi na bóle ciała jako substancje pomocnicze zawierają LAKTOZĘ, która już raz mnie urządziła. Tyle tylko, że wtedy brałam pół maluteńkiej tableteczki raz dziennie, przez tydzień. A teraz w sumie połknęłam całą garść. W panicznej próbie ratunku przed laktozą z ibuprofenu łyknęłam dziś enzym, który powinien ją rozłożyć - laktazę, do dostania w aptekach - jednak nie ma cudów, sudafed był i wczoraj wieczorem i rano... Trzymajcie za mnie kciuki, bo nie wiem co będzie się teraz ze mną działo i modlę się żeby NIC, chociaż to chyba życzenie za daleko idące. W innym wypadku będę miała kolejną okazję do sfotografowania tego jak alergeny wpływają na stan cery.

Bardzo Was proszę, jeżeli macie nietolerancję laktozy - a wiele osób ją ma - pamiętajcie, że można ją znaleźć nie tylko w mleku i przetworach mlecznych. Ja, jako prawie gotowy farmaceuta powinnam była o tym pamiętać, ale przyzwyczajenia wygrywają gdy człowiek jest półprzytomny. Większość leków w postaci tabletek zawiera laktozę jako substancję wypełniającą, bo jest tania i nadaje słodki smak. Mało tego, inhalatory proszkowe w zdecydowanej większości również ją mają! Nie daj Boże być astmatykiem z uczuleniem na laktozę. Zawsze dokładnie czytajcie składy i nie bójcie się zwrócić o pomoc do farmaceuty w aptece, być może dany lek ma swój odpowiednik pod postacią kropelek lub kapsułek bezlaktozowych.

Aparatu nie mam w dalszym ciągu, jakoś na dniach powinnam dostać telefon z serwisu ile przyjdzie mi zapłacić za naprawę Nikona-srakona i czy w ogóle da się go uratować. Kosmetyki dosłownie się piętrzą i w sumie niby mogłabym pisać, ale co z tego, że napiszę jak pięknie napigmentowana jest paleta Rodeo Belle (spoiler!), jeżeli nie będziecie mogli tego zobaczyć. Wczoraj pierwszy raz od miesięcy zabawiłam się w małego technologa i zrobiłam serum kwasowe do twarzy o nieco niższym pH niż to od Bielendy, które katuję już kilka miesięcy. WYSZŁO, z czego jestem bardzo dumna i chciałabym móc już sfotografować swoją twarz, aby było widać czy jest jakiś efekt przy dłuższym stosowaniu. Cały czas bowiem mam jakieś przebarwienia, niby drobne, bo po niespodziankach wyskakujących przed okresem, ale jednak.

Sprawa wygląda tak - Nikon jest w serwisie (niefirmowym), od pana serwisanta usłyszałam, że jak będę kiedyś kupować aparat, to aby na pewno nie tej firmy. Z lustrzankami jeszcze jako-tako sobie radzą, ale w sprawie kompaktów leżą i kwiczą.

Dlatego właśnie przekopuję komputer i zdjęcia na nim, aby stworzyć coś co warte jest uwagi. Tak się składa, że za niecały miesiąc Sylwester i wiem, że wiele z nas zechce tymczasowo zmienić kolor swoich włosów. Pianki koloryzujące Venity mają już swoją sławę w Internecie, to pewne, jednak ja pragnę dorzucić cegiełkę od siebie, jako posiadaczka ciemnych i długich włosów - uważam bowiem, że nie jest sztuką przefarbować platynowy blond.


Następny wpisNowsze posty Poprzedni wpisStarsze posty Strona główna